Cukiernia pani Thimmoty z pozoru jest miejscem jak każde inne. Są klienci, jest właścicielką jest i cała gama słodkości. Czy jednak wszystko jest tym czym się wydaje? Znudzony życiem i zniechęcony biernością żony arystokrata postanawia, za namowa przyjaciela, osłodzić swoją nudną egzystencję. Jakież było jego zdziwienie, gdy z pozoru niewinne zamówienie zapewniło mu... odmianę w małżeńskiej sypialni...


Autorzy:Bartłomiej Żarnowski, Małgorzata Nikołajewna

Przejdź do sklepu Google Play.
Przejdź do sklepu Apple iTunes.

Fragment 1

Płótno przedstawiało pannę w białej sukni przechadzającą się nad rzeką. Słoneczne, jasne kolory, jakich użył artysta, były w mocnym kontraście z samopoczuciem obserwatora patrzącego na przedstawioną postać z ponurym wyrazem twarzy.

- Powiesz mi, o co chodzi? - zainteresował się przyjaciel.

Rozmówca właśnie miał otworzyć usta, gdy obok nich pojawił się lokaj z tacą, na której stały dwie nowe szklanki oraz spora butelka z trunkiem. Służący ustawił przyniesione szkło na stole i napełnił je w jednej trzeciej alkoholem. Postawił również mały dzwoneczek.

- Proszę zadzwonić, jeśli będą panowie czegoś potrzebować.

- Oczywiście, Peter, dziękujemy.

Kelner oddalił się cicho i niepostrzeżenie, dokładnie tak samo, jak się pojawił. Upewniwszy się, że są sami w pomieszczeniu, Thomas postanowił zwierzyć się ze swych strapień.

- No więc, jak zapewne wiesz, pobraliśmy się zupełnie niedawno. - Zaczął, szukając dogodnego sposobu na przedstawienie problemu. - Zupełnie naturalnym jest więc, aby zadbać o potomka…

- Oczywiście - zgodził się rozmówca.

- Nigdy nie miałem problemu z kobietami… Aż do ślubu… - Zasępił się arystokrata. - Z jednej strony przysięgałem miłość, wierność, i tak dalej… jednak jako mężczyzna mam też swoje potrzeby.

- Rozumiem. - Zamyślił się sir Albert.

- Jestem zdruzgotany, mój drogi przyjacielu. Gdy byliśmy zaręczeni, myślałem, że moja wybranka po prostu ze mną się droczy i mnie nie dopuszcza. Wmawiałem sobie, że tylko gra taką niewinną, ale w łóżku pokaże różki… tymczasem jest dokładnie odwrotnie. - Upił łyk ze szklanki.

Alkohol rozgrzewał, spływając do żołądka niczym gorąca lawa. Kolejny spory łyk podążył za poprzednikiem. Po chwili procenty dotarły do głowy, przyprawiając ją o lekki szum. Po czterech tyknięciach czasomierza, odezwał się Albert.

- Jeśli dobrze rozumiem, to od czasu ślubu żyjesz w celibacie?

- Gorzej…

- Jak to? Co masz na myśli?

- Po kilku nocach nie mam ochoty na więcej. Czasami, gdy się z nią kocham… - przerwał, jakby szukając odpowiednich słów - mam wrażenie, że robię to z trupem. Nie chodzi mi o to, że jest zimna… tylko o zupełny brak reakcji! Jest wtedy jak lalka… a jedyną akceptowalną pozycją, jest… na misjonarza. Dokładnie tak, jak radzą księża podczas mszy!

- Rzeczywiście, sytuacja nie do pozazdroszczenia - zgodził się przyjaciel. - A próbowałeś ją trochę przetrzymać? Powiedzmy przez dwa, może trzy tygodnie?

- Oczywiście! Na nic to wszystko. Mam wrażenie, że te sprawy mogłyby dla niej w ogóle nie istnieć! Jeśli ja nie zrobię pierwszego kroku, nie ma szans na … sam wiesz.

- Rozmawiałeś z nią? W końcu jej obowiązkiem jest dać ci dzieci! Przysięgała to przed Bogiem i ludźmi, więc?

- Tak, wiem o tym… Ona też, mam wrażenie, że tylko dlatego pozwala mi się dotknąć… Jednak gdy tylko urodzi się pierwsze dziecko… to będzie chyba koniec naszych łóżkowych zabaw.

- Zawsze możesz skorzystać z towarzystwa pewnych dam…


Fragment 2

Łóżko stało puste. Wgniecenie na poduszce, odchylona kołdra. Wszystko wskazywało, że Nicole jeszcze niedawno w nim była. Stanął w drzwiach, starając się przełamać wewnętrzny opór przed wejściem. Zatrzymał się na progu. Myśl o kolejnej nocy z żoną odbierała chęć do życia. Mocniej zacisnął dłoń na klamce. Przymknął oczy. Odetchnął głębiej, starając się oczyścić umysł z obrazów, jakie podsuwała usłużna pamięć. Zdecydowanym krokiem wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

Określenie obowiązki małżeńskie nabierało dosłownego znaczenia, gdy dzieliło się łoże z kimś takim. Zastanawiał się, jak długo przyjdzie mu czekać na odpowiedź z cukierni. Czy rzeczywiście rozwiąże to jego problemy? Przez kilka sekund stał pogrążony w myślach, usiłując znaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania i rozwiać wątpliwości. Potem jednak umysł przypomniał o Nicole. Gdzie do diabła się podziała? Prześliznął się wzrokiem po pokoju.

Dopiero wtedy ją dostrzegł.

Stała w rogu pokoju. Z dala od światła lampy. Otoczona delikatnym półmrokiem. Brązowe czapsy, nieco przyduże jak na nią, były jedynym, nie licząc mocno nasuniętego na czoło kapelusza, elementem garderoby, jaki miała na sobie. Patrzył zaskoczony. Drobne, bose stopy ledwo były widoczne. Bezwiednie pomyślał, że są jeszcze drobniejsze, niż mu się wydawało. Prawie jak u dziecka. Wyżej, niewielkie, krągłe piersi, ze sterczącymi zadziornie sutkami, unosiły się zachęcająco wraz z każdym jej oddechem. Stał, wpatrując się jak uczniak, który pierwszy raz widzi nagą kobietę. A przecież to była ona. Nicole. Lodowa góra, która iskrę ciepła miała w sobie jedynie wtedy, gdy w nią wchodził.

Kobieta zaczęła iść w jego kierunku. Powoli, nie spiesząc się. Przy każdym kroku delikatnie kołysała biodrami.

- Podobno jest tu jakiś ogier, którego trzeba ułożyć? - powiedziała pewnym, mocnym głosem. Trzymana w dłoni szpicruta rytmicznie uderzała o twardą skórę chroniąca jej delikatnej udo.


Opinie czytelników

Agnieszka

Marzenia prawdziwego mężczyzny... Marzenia prawdziwej kobiety..... Coś o czym nigdy świadomie, poważnie i odważnie nawet nie pomyślisz. A do tego ze samkiem na jaki każdy ma ochotę. Czytałam jednym tchem!


Gośka

Moja ocena jest bardzo wysoka. Naprawdę! Na poczatku mi byłam smutna bo myślałam że to nudnawe będzie. A tu bach! Genialne. Trzeba tylko początek przetrwać!